like

wtorek, 4 października 2011

Poranne złudzenia

Godzina 8.43, centrum
Tych, którzy wyjeżdżają na ostatnią chwilę do pracy ostrzegamy, jak możecie omijajcie ulicę Dąbrowskiego, Przybyszewskiego oraz Aleje Niepodległości. Jest tam korek, w którym możecie stracić sporo czasu.. a teraz czas na muzykę, która doda wam energii od rana...” - rozlega się muzyka z samochodów, które stoją w korku. Nie pomylili się. Jeżeli nie wyjechało się wcześniej można dostać szału stojąc w korku, którego początku ani końca nie widać. Wszyscy się spieszą. Ludzie na chodniku prawie biegną. Pani z telefonem przy uchu i siatką w ręce truchta i słucha kogoś, kto do niej tyle mówi. Starszy pan kupuje gazety w kiosku i ukradkowo zerka na przystanek, czy jego tramwaj nie nadjechał. Maluchy z plecakami większymi od nich maszerują jak mali żołnierze. Zatrzymują się na czerwonym świetle i ruszają na zielonym. Z karcącym spojrzeniem patrzą na tych, co się spieszą i przechodzą na czerwonym. Studenci. Tych jest mnóstwo. Niewyspani. W okularach przeciwsłonecznych ukrywają tajemnice dzisiejszej nocy. Z napojami energetyzującymi w jednej dłoni z papierosem w drugiej. Jedni z wielkimi teczkami pod pachą, inni ze słuchawkami w uszach. Tramwaje przejeżdżają powoli przez skrzyżowania. Autobus na przystanku zatrzymuje się i zapala awaryjne. Tłum ludzi wydobywa się na zewnątrz przeklinając. Niektórzy biegną na najbliższy przystanek, inni wysiadają zdezorientowani i próbują zorientować się gdzie są. Świat zwariował. Albo po prostu świat nie zwraca już na to wszystko uwagi.


 Godzina 9.04, Centrum to samo miejsce...
Każdy pas ruchu jedzie szybciej niż ten, na którym stoisz. Korek się powiększa. Wszyscy stoją. Ludzie wysypują się z autobusów na środku jezdni. Kierowcy zaczynają akceptować fakt, że się spóźnią, że nie będzie objazdu, bo tam też wszyscy stoją. Rozglądam się, co robią inni. Pani po prawej się maluje. Z otwartymi ustami maluje rzęsy... na chwilę przestaje, szuka czegoś w torebce, wysypuje wszystko na siedzenie pasażera. Coś upadło, schyla się. Samochód zgasł. Odpala, zaciąga ręczny i nie zwracając na nic uwagi maluje się dalej. Pan po lewej je kanapki. Myślę, że sam je robił. Gdyby ktoś mu je przyrządził byłby zrobione staranniej. Pomidor wypada na koszulę „szlag by to trafił”. A nie mówiłam? Uporał się z pomidorem, przyszedł czas na notatnik, telefon i parę przekleństw na pomidora. Młody chłopak za mną śpiewa. Widzę w lusterku. Trochę nieudolnie tańczy za kierownicą. Palce uderzają rytmicznie do muzyki. Ciekawe co śpiewa? Radio czy płyta? Radio.. Zet? RMF? Eska? Przełączam szybko stacje radiowe, żeby dopasować słowa do tego co widzę w lusterku.. Złote Przeboje.. Fool's Garden. No tak, kto by nie nucił Lemon Tree? Stoimy dalej. I dalej. I tak w nieskończoność. Na nikim już to nie robi wrażenia. A czy kiedyś robiło?
 

Godzina 9.15 Centrum, 150 metrów dalej
Ruszyliśmy. Na chwilę. Makijaż skończony, kanapki zjedzone, piosenki nie do zaśpiewania. Atmosfera zbliżającej się zimy nikomu na dobre nie wychodzi. Apatia i melancholia wisi w powietrzu. Taka niby jesień z zapachem dymu z kominów i wiatrem zmuszającym do opatulenia się szalem. Hałas robotników na ulicy. Na chodniku niedaleko świateł przechodzi młoda dziewczyna w niebieskim płaszczu. Idzie wolniej od całej reszty. Wysypały jej się jabłka z torby. Pozbierała je. Z naprzeciwka zbliża się do niej młody mężczyzna. W ręce trzyma kluczyki od samochodu. W drugiej torbę z zakupami i torbę z laptopem. Spieszy mu się. Spojrzeli na siebie. Ułamek sekundy. Minęli się. Ona zniknęła za drzwiami najbliższego sklepu. To było spojrzenie z tych, których się nie zapomina, z rodzaju tych, które dręczą człowieka przez następne dni, kim była ta druga osoba na ulicy. A jednak, ona poszła na zakupy, on poszedł do samochodu. Odczekał parę minut i włączył się do korku. I skończyło się to, co przed chwilą widziałam. A jakby właśnie minęły się osoby, które miały spędzić ze sobą resztę życia? A gdyby właśnie stracili szansę, bo biegli, bo nie myśleli, bo byli myślami daleko? Byłam świadkiem czegoś, co rozkwitło w ułamku sekundy i rozpadło się w następnej chwili. Z daleko to wyglądało okropnie przykro. To jak tracą się nawzajem i znikają, każdy w swojej wyobraźni. Oddalali się od siebie, nawet nie zwracając na to uwagi i przestali być ze sobą razem.

Godzina 20.37, przy stole, w domu
A może to jednak nie było uczucie, które trwa najkrócej na świecie? A może to był efekt nadmiernego czytania wierszy o namiętnościach i rzeczach, które się nigdy nie zdarzą? Wróciłam do pokoju, wzięłam do ręki tomik, który wczoraj w nocy czytałam i znalazłam wiersz Szymborskiej...
Perspektywa

Minęli się jak obcy,
bez gestu i słowa,
ona w drodze do sklepu,
on do samochodu.

Może w popłochu
albo roztargnieniu,
albo niepamiętaniu,
że przez krótki czas
kochali się zawsze.

Nie ma zresztą gwarancji,
że to byli oni.
Może z daleka tak,
A z bliska wcale.

Zobaczyłam ich z okna,
a kto patrzy z góry,
ten najłatwiej się myli.

Ona zniknęła za szklanymi drzwiami,
on siadł za kierownicą
i szybko odjechał.
Czyli nic się nie stało
nawet jeśli się stało.

A ja, tylko przez moment
pewna, co widziałam,
próbuję teraz w przygodnym wierszyku
wmawiać Wam, Czytelnikom,
że to było smutne.

1 komentarz:

  1. Natalio! Przeczytałam to z wielką uwaga i zafascynowaniem! Już chyba nie muszę po raz kolejny ci mówić, że kocham twoje pióro. Piszesz o takich uczuciach, momentach, które uwielbiam i sama nieraz doświadczam.
    To smutne - ludzie nieraz odnajdują siebie nie widząc tego. Nie umiemy się zatrzymać w wiecznym pośpiechu chociaż na chwile, by zobaczyć, co się dzieje wokół nas. Wiecznie chaos, pośpiech i milion spraw na głowie. A szkoda.

    OdpowiedzUsuń